Kuchnia polska jest bardzo wymagająca. Wymaga dużo czasu, cierpliwości i dobrego metabolizmu. To także kuchnia skromna. wykorzystuje głównie ziemniaki, buraki i cebulę, a swoje najlepsze dania ukrywa pod tak mylącymi nazwami, jak barszcz ukraiński, karp po żydowsku czy ruskie pierogi. I to właśnie na przykładzie ruskich pierogów moja babcia postanowiła nauczyć mnie gotować po polsku. Żeby mój zagraniczny mąż zachwycił się bogactwem kulinarnym mojej ojczyzny. Przysłała mi przepis. Ciasto: mąka z solą i gorąca woda. Nadzienie: twaróg, ugotowane ziemniaki i podsmażona cebula. Łatwizna. Powiedziałam zagranicznemu mężowi, że obiad będzie na drugą. I że nie będzie żadnego bratwursta ani spatzli, tylko prawdziwe polskie ruskie pierogi. Zaczęłam od ugotowania ziemniaków. Pierwszy sukces zachęcił mnie do dalszej pracy. Z podsmażaniem cebuli było gorzej. Miała być na złoto. Ale nigdy nie widziałam smażonego złota. Wyszło na czarno-brązowo. Trudno. Może zagraniczny mąż nie zauważy. Twarogu nie było, więc dodałam trochę sera. Nigdy nie jadł ruskich pierogów, nie pozna różnicy. W końcu wzięłam się za ciasto. Najpierw oparzyłam się gorącą wodą. Potem okazało się, że wody było za dużo. Musiałam dodać kolejny kilogram mąki, żeby dało się rozwałkować. Około godziny 17.00 zajęłam się w końcu wycinaniem kółek z ciasta za pomocą dużej szklanki, żeby do każdego zmieścił się ziemniak, ser i spalona cebula. Pracowicie sklejałam brzegi. Około godziny 20.00 miałam już 10 pierogów. Wrzuciłam je do garnka z wodą i czekałam aż wypłyną. Po 30 minutach czekania woda przypominała klej do tapet. Już miałam zadzwonić do babci z reklamacją, kiedy patrzę, że w przepisie napisała, żeby wrzucać pierogi do garnka z wrzącą wodą. Przez łzy dostrzegłam jeszcze w przepisie P.S. od babci: „A tutaj masz numer do pani Jadzi. Możesz u niej zamówić pierogi z dostawą do domu.” Wzięłam do ręki telefon i z rezygnacją wykręciłam numer.